Jedyną pozytywną rzeczą w tej całej sytuacji był widok z okna. Mogłam się napatrzeć do woli na olbrzyma Big Bena. Ale z drugiej strony , ile można gapić się na jedno i to samo.
Podłączono mnie pod aparat do mierzenia ciśnienia , którego miałam nakaz nie dotykać. Mierzył mi cisnienie co 15 minut. Wyobraźcie sobie spanie w szpitalu i w dodatku z czymś przyczepionym do Twojego ramienia na przynajmnie 12 godzin. Rano pobrano mi krew i mocz do analizy i kazano czekać. Około południa jedna z położnych oznajmiła , że mogę iść do domu. strasznie się ucieszyłam. Radość nie trwała jednak długo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz